Dramat w realiach dzikiego zachodu i walk z Indianami ... Ok...
Ale oglądając .... Nie porywa nic z historia włącznie...
Rozumiem że po drodze giną koleni żołnierze z eskorty. Coś sie musi dziać .
Ale już nie rozumiem wątku romansu między bohaterami ... To wszytko burzy ...Przecież ta kobieta przed chwila straciła całą swoja rodzinę... Po takim czymś jest sie ciężko podnieść a jeszcze została zgwałcona przez handlarzy skór... To mi burzy wszytko w tym filmie... pozostałe rzeczy też jakoś mnie nie porwały z finałem na końcu .No ale to tylko moja opinia .
Ale czy tam tak na prawdę był romans? Dwoje ludzi, których przytłoczyły te serie nieszczęść znalazło w sobie oparcie. Coś co ich utrzymało przy zdrowych zmysłach. Nie widać tego wprost, a ja wątpię, czy doszło do czegoś więcej - nie ten typ bohatera...
Poza tym, ludzie wtedy i tam byli inni - twardsi i obyci z brutalnym życiem. Kobiety też musiały takie być...
Chlopie wez ogladaj te swoje Pacific Rim, ktore ocenilas az na 6, a za filmy dla doroslych moze, jak juz bedziesz dorosly :)
No tak. Mąż idiota wychodzi ze strzelbą z domu (który zapewniał jako-taką osłonę) na otwarty teren wprost na szarżujących jeźdźców. Żona oczywiście zamiast uciekać grzecznie stoi na widoku i przygląda się wszystkiemu. Zaczyna biec po tym jak mężunio zostaje zabity i oskalpowany. Indiańscy tropiciele nie są w stanie jej odnaleźć mimo że uciekając zakrwawionymi rękami opiera się o drzewa i zostawia pewnie od groma śladów. Tyle nielogiczności i to na samym początku sprawiło że ja grzecznie podziękuję.
Należy też dodać, że wyszkoleni, doświadczeni żołnierze armii zachowują się jak jakieś dzieci w mgle. Na każdym postoju są atakowani i tracą ludzi, ale i tak nie wyciągają z tego żadnych wniosków. Kobiety idą same myć gary w środku puszczy (wilki, niedzwiedzie, napaleni łowcy skór), a w tym czasie nasi mężni "bohaterowie" leżą sobie uwaleni przy ciepłym ognisku. Końcowa scena to już w ogóle szczyt absurdu i głupoty! Nasz wielki Pan kapitan unosi się honorem i w nagłym przypływie sympatii do poczciwego staruszka i zamiast załagodzić sytuację, powołać się na swój autorytet, rozpoczyna krwawą jatkę w obecności kobiet i dzieci, co oczywiście skutkuje śmiercią prawie wszystkich bohaterów. Brawo Panie kapitanie! Jest Pan mistrzem taktyki i strategii!
A ja ci powiadam, że nie rozpoznałbyś strategii nawet wtedy, gdyby wyskoczyła z krzaków i kopnęła cię w dupę...
@Giroud12
To co opisujesz, to w sumie głupie zachowania przestraszonych ludzi. Uważasz, że przestraszeni ludzie nie zachowują się głupio?
"Indiańscy tropiciele nie są w stanie jej odnaleźć mimo że uciekając zakrwawionymi rękami opiera się o drzewa i zostawia pewnie od groma śladów."
Ja rozumiem, że wyglądali groźnie, ale taki Indianin to zwykły człowiek, nie jakiś predator z termowizją. W realu (historycznie) czasem kogos wytropili, czasem nie. Czemu zresztą miałoby im jakoś szczególnie zależeć?
Właśnie, że nie taki zwykły. Jak Ty w przedszkolu uczyłes się sikać na stojąco, tak on uczył się tropić ślady nie tylko zwierząt. A zależało im bardzo na tym by dopaść kobietę skoro reżyser poświęcił na to prawie kwadrans. Ogladales ten film w ogóle?
"Właśnie, że nie taki zwykły. Jak Ty w przedszkolu uczyłes się sikać na stojąco, tak on uczył się tropić ślady nie tylko zwierząt."
Mam powtórzyc? Historycznie jak najbardziej zdarzały się przypadki, gdy białym, w tym kobietom, udawało się wywieść Indian w pole - i to Indian z czasów życia na wolności, a nie Komanczów z lat 90 XIX wieku, którzy mogli wychować się w rezerwacie. Walki z Komanczami skończyły się jakieś 15 lat przez czasem akcji filmu.
W życiu nie słyszałem o takim przypadku, żeby biały (kobieta czy mężczyzna) wywiódł tropiącego Indianina w pole. Mam jeszcze raz powtórzyć? Tropienie to u nich elementarz-zaczynali od dziecka i kończyli wraz ze śmiercią. Niby dlaczego armia amerykańska zatrudniała czerwonoskórych tropicieli? Bo każda biała kobieta mogła z nich zrobić idiotów?
"W życiu nie słyszałem o takim przypadku, żeby biały (kobieta czy mężczyzna) wywiódł tropiącego Indianina w pole."
Widocznie nie interesowałeś się nigdy historią Zachodu. Tą prawdziwą, a nie z westernów.
"Tropienie to u nich elementarz-zaczynali od dziecka i kończyli wraz ze śmiercią."
Jezeli ktoś wychowywał się w rezerwacie, to nie miał tam za bardzo czego tropić.
Nie odwracają kota ogonem. Rozmawiamy o filmie, konkretnej scenie i wolnych Komanczach. Jakie rezerwaty Ty tam widziałeś?
"Jakie rezerwaty Ty tam widziałeś?"
Żeby zrozumieć film, dobrze jest znać jego tło historyczne. W 1892 nie było już "wolnych Komanczów" w sensie plemienia, w filmie oglądamy po prostu jakąś luźną bandę.
Czas akcji filmu jest symboliczny, dzieje się ona rok po poddaniu się ostatnich Indian, którzy stawiali opót jako plemię, tj. Siuksów.
Dla kontrastu - ostatni Komancze poddali się ponad dekadę wcześniej, a niektórzy mieszkali w przeznaczonym dla ncih rezerwacie już prawie 40 LAT przed czasem akcji filmu.
OK, może moja wiedza na ten temat nie jest tak głęboka, jak Twoja ale nadal twierdzę, że biała kobieta nie jest w stanie ukryć się przed dwoma Indianami nawet w dżungli dzisiejszego Chicago.
Wiesz co, nie chce mi się teraz sięgać na półkę i wertować za datami i konkretami, ale pamiętam, że odnotowano przypadki, gdy ofiarom dokonanych przez Indian masakr udawało się zniknąć Indianom z oczu i dotrzeć do najbliższego miasteczka czy fortu - i to czasem na prerii, nie w lesie, i w sytuacji, gdy w interesie Indian było zabić lub pojmać wszystkich świadków. W co najmniej jednym przypadku była to samotna kobieta, w dodatku ranna. Niezależnie od swoich zdolności, Indianie bywali w takich sytuacjach osobliwie beztroscy i łatwo się zniechęcali.
Nie będę z tym polemizował ale jeśli to był odosobniony przypadek, to tylko potwierdza regułę, że samotny uciekinier ma na prerii (lub w lesie) znikome szanse na ucieczkę przed indiańskimi łowcami. Chodziło mi o błędy, jakich mógł uniknąć scenarzysta a cała ta dyskusja (również z postami powyżej) nie miałaby miejsca. Również scena z farmerem, który wybiega z dobrze osłoniętego domu z porządnym karabinem i strzela wielokrotnie panu Bogu w okno a Indianie w pełnym galopie kładą go pierwszym strzałem z rewolweru też mnie (i wielu innym widzom) nie przypadła do gustu a wręcz zniechęciła do dalszego oglądania filmu.
"samotny uciekinier ma na prerii (lub w lesie) znikome szanse na ucieczkę przed indiańskimi łowcami"
Tu pełna zgoda. Ale "znikome" to jednak nie "żadne"
"Również scena z farmerem, który wybiega z dobrze osłoniętego domu z porządnym karabinem i strzela wielokrotnie panu Bogu w okno a Indianie w pełnym galopie kładą go pierwszym strzałem z rewolweru"
No, tutaj jak pisałem - głupie zachowania przestraszonych ludzi. Jeśli zreszta dobrze patrzę i słucham, to gość strzela 5 razy, Indianie zaś trafiają go w nogę nie za pierwszym razem, a za za trzecim. Jakby nie patrzeć, to on jest celem prawie nieruchomym, a oni galopują.
Ogólnie - rozumiem o co Ci chodzi, ale dla mnie tego typu sceny o dyskusyjnym prawdopodobieństwie to nie jakis wielki problem, w filmie chodzi przecież o co innego, a rzecz IMO mnie przekracza granic kuriozum.
W prawdziwym życiu w takich walkach odnotowywano takie sceny, że jakby to w filmie pokazali, to powiedziałbyś, że reżyser robi sobie jaja po całości ;)
Masz rację, trafili gościa chyba po 3 strzale, co nie zmienia faktu, że był to straszny fuks. Indianie, co prawda, galopowali jak szaleni ale na wprost strzelca więc miał ułatwione zadanie a nawet gdyby konia trafił to i tak byłby duży plus. Ale reżyser postanowił inaczej i stąd ten niesmak. Wiem, że prawdziwa walka, to nie je bajka ale dajmy wszystkim równe szanse a nikt (z widzów) nie będzie się czepiał. Bo ten blog zamiast skupiać posty o zaletach (lub wadach) artystycznych filmu wypełniony jest prawie w całości krytyką nabijania publiki w butelkę przez nierealne sceny.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ciekawe jak Ty bys sie zachowal gdyby banda indian napadla na Twoj dom ..ja wiem co bys zrobil i bez urazy ale "walil w pory" ze strachu, myslisz ze jego szanse z banda indian bylyby w domu wieksze ja osobiscie watpie.
Tu nie chodzi nawet o większe szanse (chociaż na pewno były), ale o zyskanie czasu na ucieczkę żony i dzieci. Z całym szacunkiem, ale logika nakazywała pozostać w domu i skupić na sobie uwagę.
Druga sprawa, to czy pozostanie w domu zarówno dzieci, jak i żony nie było lepszą opcją. Dom dawał jakąś ochronę, a na wolnej przestrzeni Indianie mieli osadników podanych na tacy. Ostrzał z dwóch strzelb dawał szansę na odstraszenie Indian.
Braku logiki w filmach jest dużo, ze słynną sceną zamarznięcia Jacka z Titanica na czele (mógł zmieścić się z Rose na drzwiach, jednocześnie mogli się nawzajem ogrzewać). Jack jednak musiał umrzeć bo Titanic był historią o śmierci i rozstaniu, tak mąż głównej bohaterki z Hostiles musiał zginąć, bo był to film o krzywdzie i wybaczaniu.
Zgadzam się. Spodziewałem się filmu, który zostawi mnie w emocjonalnej rozsypce. Otzrymałem przegadaną opowieść, która ani nie straszy, ani nie wzrusza. Do tego dłużyzny z celebrowaniem scen jazdy konnej niczym w ulicznym korku i wieczornego obozowania ze szczątkowymi dialogami. Poza początkową sceną nic w tym filmie nie porusza. Zachęcam do lektury mojej recenzji: http://www.krytykamator.com/hostiles-recenzja/
A mnie ten film tak zdołował że załuję w ogóle że go oglądałem...liczyłem na typowy western indianie kontra kowboje a dostałem taki psychodelik , że hej ;)
Romansu jako takiego nie ma, jest jedynie budowanie relacji między dwojga zniszczonymi osobami.
I nie ma gwałtu.
Czepiasz się.
Hehe, no cóż widocznie młody umysłem. Bez urazy ;-)
W mojej opinii oceniłeś ten film pod kątem "historii". Dla mnie historia tu jest drugorzędna, bowiem główny bohater jest osią tego filmu. Ważne jest to co się z nim dzieje i że na większość wydarzeń nie ma wpływu. Zostaje przez nie "porwany", podobnie jak ta kobieta. Ci bohaterowie stają się niewolnikami tego co na zewnątrz (wydarzenia) i tego co w nich się dzieje wewnątrz (w efekcie tych i przeszłych wydarzeń). W moim odbiorze historia jest dość surowa i pokazuje, że Ci tytułowi wrogowie czają się zarówno w Tobie jak i wokół Ciebie. I jedynym wyjściem/ratunkiem jest zaniechać walki, ale do tego trzeba pokonać siebie... Film jest bardzo humanistyczny i pokazuje jak "niewiele" możemy, jak niewiele zależy od nas i z czym wiąże się bycie człowiekiem w takich realiach.